niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 2

Pionki
zaczynają się przemieszczać


 - Uo cholera - jęknął Heiji, uderzając się w czoło kartką, którą otrzymał od ojca.
„To uon.”
- Za tydzień Rubin Wschodzącego Słońca zostanie wystawiony w muzeum w Osace, Heiji - powiedział surowo Heizo Hattori. - Zanim to się stanie, przyjedzie tutaj inspektor Nakamori. Ale musimy rozwikłać tę zagadkę.
- Cóż, to co tero* moge powiedzieć to to, że Kid zaparopci klyjnot przed świtem, zanim wzyjdzie słońce - odpowiedział Heiji, wpatrując się w sufit. - Ale poza tym to kiepsko coś wykombinowoć...
- Może powinieneś skontaktować się z panem Mouri - zasugerował Heizo. - Już kiedyś miał do czynienia z Kidem... Ale na razie idź do szkoły.
- Ja, ja [tak, tak]... - powiedział Heiji.
Zeskoczył z biurka i ruszył na poszukiwanie telefonu.
„To ni wujcia trza uo pomoc prosić...” - pomyślał.
I właśnie dlatego nie zadzwonił do Agencji Detektywistycznej Mouriego.
Kudo odebrał po kilku sygnałach.
- Słucham?
- Serwus! - powiedział Heiji, jednocześnie zakładając buty. - Dzioło sie u ciebie coś ciekawygo?
- Niezbyt. A co u ciebie? Czemu dzwonisz?
- Nasz dobry kolyga, który nie potrofi sie ubieroć po ludzku i lota w przestworzach, właśnie przysłoł uojcu list. - Heiji usłyszał głośny jęk po drugiej stronie telefonu.
- Jego cel?
- Rubin Wschodzącygo Słońca. - Założył plecak na ramię i wyszedł z domu. - Zaro ci przeczytom...
- Daj mi chwilę. Długopis, długopis, długopis... W porządku. Dyktuj.
Heiji powoli czytał całą wiadomość, by Kudo mógł nadążyć z pisaniem, co jakiś czas wyjaśniając, jakiego użyto znaku albo w którym momencie kończy się wers. Gdy skończył, po drugiej stronie zapadła długa cisza. Heiji uśmiechnął się. Kudo uwielbiał szyfry. I jeśli ktoś na tym świecie mógł rozwiązać zagadkę Kida, to z pewnością tą osobą był on.
- Ej, Hattori - w końcu odezwał się Kudo. - Kiedy mamy najkrótszy dzień w roku?
- Latoś [w tym roku]? Wydoje mi sie, że to dwudziesty pierwszy grudnia. Aaa...
- Powiedział, że jest „tak szczery jak dzień jest długi” - rozpoczął wyjaśnienia Kudo. - „As honest as the day is long. To angielskie powiedzenie, które oznacza bardzo szczerą osobę.
- Niech mie gęś kopnie, jeśli ten drań jest prawdomówny - mruknął Heiji, powoli kierując się do szkoły. Nie spieszyło mu się - zagadka była o wiele ciekawsza od Kazuhy i lekcji.
- Masz rację - zgodził się Kudo. - I właśnie dlatego dzień, w którym złodziej mówi prawdę, to najkrótszy dzień w roku, nieprawdaż?
- Przed świtem, dwudziestygo pierwszygo grudnia... - Heiji zamyślił się. Kudo tak łatwo domyślił się daty kradzieży...
- Tak, w dodatku najprawdopodobniej Kid przybędzie po północy. Ale to nadal będzie osiem, dziewięć godzin. Nie wiemy też, skąd uderzy...
- Klyjnot bydzie wystawiony w muzeum w Osace. Spotkom sie dwudziestygo, dobra?
- Właściwie to chciałem do ciebie zadzwonić, ponieważ...
Znajdujący się w Tokio Shinichi spojrzał na list, który znalazł wczoraj po powrocie z karaoke w skrzynce Mourich. Został nadany przez jego matkę (użyła swojego prawdziwego imienia i nazwiska - Yukiko Kudo), co mocno zaskoczyło Ran.
- Przyjeżdżamy do Osaki osiemnastego - poinformował Hattoriego. - Zostaliśmy zaproszeni na spotkanie autorskie mojego taty.
- Powaga? To super! Uosiemnosty... To za tydzień. A więc do zobaczenia! Doj mi znoć, jeśli dowiesz sie czegoś uo Kidzie, dobra?
- Jasne. Cześć!
Shinichi rozłączył się. Spojrzał na przepisaną wiadomość Kida, obracając długopis w palcach.
„To znowu on? Cholerny złodziejaszek...”
- Conan! Zejdź już na dół! Jeszcze trochę i spóźnisz się do szkoły! - zawołała Ran.
- Już idę! - odkrzyknął.
Schował komórkę i kartkę do kieszeni, po czym zarzucił plecak na ramię i zbiegł na dół.
- Czemu tak długo nie schodziłeś? - zapytała zatroskana. - Nie mogłeś znaleźć szalika?
- Tak, ale już go mam - powiedział Shinichi, przybierając dziecięcy ton głosu. - I zadzwonił do mnie Heiji. Powiedział, że do Osaki również przyjedzie Kid. Ma zamiar ukraść coś dwudziestego pierwszego!
- Poważnie? Co za wyczucie czasu... Właśnie wtedy, gdy będziemy z rodzicami Shinichiego. - Przyłożyła rękę do czoła. - Choć jeśli by się nad tym zastanowić, to tata Shinichiego kilka razy próbował złapać Kida... Ciekawe, czy zamierza zrobić to jeszcze raz...
„To byłoby interesujące” - pomyślał Shinichi, lecz się nie odezwał, ponieważ Conan Edogawa nigdy nie spotkał Yuusaku Kudo.
Zaczął zastanawiać się nad końcowym fragmentem wiadomości Kida.
„Co do cholery mogą oznaczać słowa ,,klejnot zaprawdę pasuje królowi"?”
***
- Osaka, paniczu? - powtórzył zdziwiony Jii. - Co prawda zdaję sobie sprawę, że ten klejnot jest jednym z ważniejszych celi, ale jak zamierzasz usprawiedliwić swoją podróż?
- Już to zrobiłem - odpowiedział Kaito, ostrożnie zapalając palnik Bunsena.
Co prawda chłopak mógł z łatwością zakupić bomby dymne - Jii znał sporo osób zajmujących się tego typu rzeczami - ale kochał tę niekoniecznie bezpieczną zabawę z chemikaliami, a poza tym w ten sposób mógł wybierać kolor czy nawet dodawać konfetti.
- Inspektor Nakamori poprosił mnie, bym mu doradził parę rzeczy. Uwielbiam, gdy to robi. Dzięki niemu mogę chodzić gdzie mi się żywnie podoba i bezkarnie bałaganić w rozkazach dla ochrony. Kaitou Kid stoi przed nimi, a oni go nie widzą.
Powąchał łyżeczkę prochu, którą wcześniej odmierzył, wzruszył ramionami i wrzucił całość do miseczki.
- Chcesz jechać ze mną?
- Ktoś musi - odparł Jii. - Będę mieć na oku panienkę Aoko i inspektora Nakamori.
- Z nieba mi spadasz - powiedział, ostrożnie wlewając miksturę do małej, metalowej kapsułki. - Klejnot jest ważny, ale jeszcze ważniejszy jest wyjazd z Tokio. Ten przeklęty Hakuba na pewno pojedzie za mną, ale ja będę w Osace, a on jeszcze nie. A przy odrobinie szczęścia on i ten Hattori wejdą sobie nawzajem w drogę i dadzą mi czas na ucieczkę. Tej nocy będzie pełnia, więc raczej nie będę musiał zastanawiać się jak przemycić klejnot do Tokio tuż pod nosem inspektora.
- A co z nimi, paniczu? - zapytał zmartwiony Jii. - Sprawdziłem informacje z ostatnich paru tygodni, które dotyczyły muzeum Osaki. Ktoś włamał się do systemu, ale nie zrobił niczego poza tym. Taka sytuacja powtórzyła się raz jeszcze.
- Wygląda na to, że ktoś zainteresował się naszym celem - stwierdził Kaito ze złośliwym uśmieszkiem. - A to tylko upewnia mnie, że tym razem to może być ona. Po prostu będę musiał być trochę ostrożniejszy niż zwykle.
- Lepiej bądź. Kiedy wyjeżdżasz?
Kaito wrzasnął, ponieważ wrzucił zbyt dużo proszku do zlewki, czym spowodował krotki błysk oraz wybuch pyłu.
- Dziewiętnastego - odpowiedział po chwili. - Niedawno zadzwonił do mnie inspektor Nakamori i powiedział, że chce przyjechać dzień przed wystawieniem klejnotu. To w sumie daje mi dwa dni na przygotowania.
- Masz już plan? - zapytał Jii, wycierając chusteczką twarz Kaita.
- Oczywiście - odpowiedział z uśmiechem, wyciągając pokryty rysunkami plan muzeum. - Chcesz posłuchać?
***
Zdenerwowana Eri stukała długopisem w kartkę papieru. Nie mogła tego rozgryźć. W oskarżeniu znajdowały się luki, nikt nie miał alibi, a wszyscy wydawali się mieć jakiś motyw. Tyle że dowód wskazywał tylko i wyłącznie na jej klientkę. Ale mimo tego...
„Musi być coś, co pominęłam” - pomyślała. „Alibi... Cholera...”
Przypomniała sobie twarz młodego detektywa, który oskarżył jej klientkę.
„Saguru Hakuba... Może i jest dobrym detektywem, ale jest też dumny i arogancki... Ciekawe, co by było, gdyby zmierzył się z nim Shinichim Kudo...”
Westchnęła, ale przypomniała sobie pewne słowa: zwalcz ogień ogniem. Jeśli ktoś miałby obalić teorię Hakuby, to byłby to inny detektyw. Ale Kudo zniknął. Pozostał tylko ten jeden...
„Nie poproszę go o to” - pomyślała. „Nie zrobię tego, nie zrobię...”
Do drzwi zapukała jej sekretarka.
- Dzwoniła pani Rose - powiedziała. - Mówi, że zaczęli sporządzać kosztorys i próbują wymusić przyznanie się do winy. Chce wiedzieć, czy znalazła pani sposób na obronę jej przyjaciółki.
Eri westchnęła.
- Nie - przyznała. - Ale powiedz jej... że przyślę swojego detektywa, który rozwiąże całą tę sprawę.
Dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dobrze. Kiedy powinna spodziewać się przyjazdu pana Mouriego?
***
- Telefon od mamy? - powtórzyła zdziwiona Ran, gdy tylko usłyszała słowa ojca. - Czemu dzwoniła?
- Chce, żebym przyjrzał się pewniej sprawie - mruknął Kogoro. - Twierdzi, że jej klientka jest całkowicie niewinna, ale nie potrafi obalić teorii postawionej przez takiego jednego detektywa. Chce, żebym pojechał aż do Haido...
- Musi być naprawdę zdesperowana, skoro zdecydowała się zadzwonić do wujka - zauważył Conan.
Ran zgodziła się z nim w duchu. To musiała być naprawdę poważna sprawa, która, jak zauważyła dziewczyna, mocno zainteresowała chłopca. I właśnie dlatego nie była zdziwiona, gdy Conan odwrócił się i ruszył za Kogoro.
- Chodźmy! - zawołał. - Chodźmy odwiedzić ciocię!
- Dobrze - zaśmiała się.
Cieszyła się, że jej matka poprosiła ojca o pomoc.
„Może wreszcie do siebie wrócą?” - pomyślała.
Ku jej radości i udawanego niezadowolenia Kogoro, Eri czekała na nich przy wejściu do małego, trzypiętrowego budnyknu w Haido.
- Nareszcie - powiedziała, spoglądając z rozdrażnieniem na zegarek. - Skoro za rozwiązywanie spraw zyskujesz bajońskie sumy, to powinieneś być w stanie kupić sobie samochód. A może tracisz wszystko na wyścigach i grze w madżonga?
- Po prostu podaj mi wszystkie szczegóły - warknął Kogoro.
Eri gestem zaprosiła go do środka.
Im oczom ukazały się schody prowadzące na górę oraz sześć drzwi. Eri poprowadziła ich do drugiego z pokojów, który okazał się być brudnym, zagraconym salonem. Łączyła się z nim kuchnia, a zza kolejnych drzwi wyglądała maluteńka sypialnia, przy której salon zdawał się być wzorem czystości. Nie było łazienki - zapewne znajdowała się na korytarzu - za to ostatnie już drzwi prowadziły do kolejnego z pokojów.
- Do kogo należy te mieszkanie? - zapytał Kogoro, po czym usiadł na sofie przy stole.
Eri zajęła miejsce dokładnie naprzeciwko niego i podniosła ze stołu jeden z segregatorów, który najprawdopodobniej należał do niej.
- Do oskarżonej - odpowiedziała. - Ma na imię Angela, pochodzi ze Szkocji. Przyjechała tutaj na wakacje wraz z siedemnastką przyjaciół. Musieli chyba wygrać na loterii, ale wróćmy do rzeczy. Tylko oni mieszkają w tym budynku.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jest aż osiemnaścioro podejrzanych? - jęknął Kogoro.
- Proszę cię tylko o wybronienia Angeli - sprostowała Eri i wyciągnęła z segregatora zdjęcie. - I sądzę, że możesz wykluczyć Georga, ofiarę. Oto zdjęcie, które zrobili w Kioto.
Ran usiadła obok ojca, a Shinichi wcisnął się pomiędzy nich, by móc zobaczyć fotografię. Pokazywało ono piętnastkę uśmiechniętych osób, z których większość nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat.
- Ten po lewej to George - Eri wskazała na wysokiego chłopaka o krótkich, czarnych włosach, który robił zdjęcie osobie trzymającej aparat. - Dziennikarz, lat dwadzieścia. Dzisiaj rano znaleziono jego ciało. Był w swoim pokoju, a ten znajduje się dokładnie nad nami. Został znaleziony przez Alana, który zajmował pokój obok niego. Chłopak od razu zadzwonił na policję. W szyi Georga tkwił nóż. To jest Alan, stoi obok kuzyna Angeli, Charlesa. Mają kolejno dwadzieścia jeden i dwadzieścia lat, choć nie wyglądają na tyle... Alan nie zamierza iść na uniwersytet, dopóki nie powróci do Szkocji, ale Charles już ma miejsce w Ameryce. - Wskazała na jasnoskórego młodzieńca o czarnych włosach, noszącego okulary i mającego charakterystyczne, królicze uszy, który stał obok podobnie umaszczonego mężczyzny z rudymi włosami, mającego dużo piegów. - Według policji, przyczyną śmierci Georga był pierwszy cios, który zadano w szyję, jednak nie była to jedyna rana, jaką mu zadano. Mimo że umarł, ciągle zadawano mu ciosy w szyję, jakby morderca chciał odciąć mu głowę. Czas zgonu określono na czwartą rano.
- Ran - powiedział nagle Shinichi, wyrywając zdjęcie z rąk Kogoro. - Czy przypadkiem to nie są te same osoby, które widzieliśmy wczoraj w domu karaoke?
- Że co? - Ran przyjrzała się osobą na zdjęciu i wciągnęła gwałtownie powietrze. - Masz rację! To są ci Szkoci ze wczoraj! A ją spotkałam w łazience - wskazała na stojącą pośrodku pierwszego rzędu dziewczynę obwieszoną naszyjnikami. Obok niej była dziewczyna od parasola oraz kobieta z poplątanymi, brązowymi włosami.
- Jesteś pewna? - zapytała Eri. - Jaka ona była?
- Uprzejma i nieśmiała. Ale bardzo miła. A dlaczego pytasz?
- Ponieważ to właśnie jest Angela. To ona została oskarżona o zabójstwo.
Ran otworzyła usta ze zdziwienia.
„Ta miła kobieta? Przecież nawet gdy ją uderzyła przyjaciółka, nie była na nią wściekła ani nic w tym rodzaju... Mój angielski może i nie jest najlepszy, ale nie wydaje mi się, żeby w jakiś sposób obraziła tamtą...”
- Wiem, co ci chodzi po głowie - powiedziała Eri, widząc reakcję dziewczyny. - Jej przyjaciele wynajęli mnie, bym udowodniła jej niewinność. Po rozmowie z nią jestem pewna, że nie mogła zamordować Georga. Tyle że nie ma alibi.
- Co wtedy robiła? - zapytał Kogoro.
- Tak jak Ran i Conan powiedzieli, zeszłej nocy cała paczka była w domu karaoke. A gdy dom zamknęli, udali się na dyskotekę do Shibuji. Bawili się tam do trzeciej nad ranem, po czym wrócili tutaj i spali, przepraszam za wyrażenie, jak zabici do jedenastej - godziny, o której odkryto ciało.
- Czyli żaden z nich nie ma alibi. Czemu przypisano jej winę?
- Nóż, którego użyto, pochodzi z jej kuchni. A odciski palców należą do niej. Poza tym...
Podeszła do otwartego okna, wychyliła się i wskazała na coś. Kogoro, Ran oraz Conan również wyjrzeli i zobaczyli linę. Jeden z jej końców przywiązany był do okna Angeli, a drugi znikał w pokoju powyżej - tym, który należał do ofiary.
- Czyli morderca mógł uciec tylko i wyłącznie do tego pokoju - zauważył Kogoro.
Eri westchnęła.
- Tak. W dodatku spójrz na rabatkę.
- Żadnych śladów butów. Kwiaty są w idealnym stanie. To oznacza, że morderca musiał zejść do tego pokoju.
- Hej, ciociu - powiedział nagle Shinichi. - A kto jeszcze tutaj mieszka?
- Cóż... - Eri wyciągnęła plan budynku. - Tutaj jest...

Układ pokoi:
Prater:
Łazienka - pokój Charlesa
Pokój Angeli - pokój Kirsteen
Pokój Rose - pokój Hannah
Pierwsze piętro:
Łazienka - pokój Roberta
Pokój Georga - pokój Shauna i Jonathana
Pokój Alana - pokój Harrego
Drugie piętro:
Łazienka - pokój Patricka
Pokój Margaret - pokój Sama
Pokój Madeline - pokój Bets

____________________________________________________

* Heiji mówi jak mówi - po swojemu. Postanowiłam użyczyć mu swojej pięknej gwary (dobrze, że nie mieszkam w dużym mieście, bo inaczej to bym po heijiemu mówić nie potrafiła : ) ). Jeśli będą się pojawiać jakieś słowa, których być może nie będziecie mogli zrozumieć, w nawiasach wam podam, co mniej więcej znaczą. (Aż specjalnie będę ze słownikiem siedzieć oraz notatkami na kartce, by jak najbardziej utrudnić wam zrozu... By jak najbardziej oddać język.)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 1

Początek  końca
Dwa miesiące przed Pandorą

- Łzy stoją w jej oczach. Proszę cię, nie płacz. Zawsze będę przy tobie, zawsze będę cię kochać...
- Brawo, Ran! - zawołała Sonoko, gdy tylko piosenka się skończyła. - Teraz moja ko...
- Conan, chciałbyś może zaśpiewać? - zapytała Ran, podając Sonoko mikrofon. Chłopiec potrząsnął głową.
- Spasuję - powiedział, przewracając stronę powieści detektywistycznej. Pozostałe dzieci zachichotały.
- Pomysł, by Conan miał śpiewać, jest pomysłem złym - skomentował Mitsuhiko z uśmiechem.
- Booo faaałszuuujeee! - zaśpiewał Genta i się zaśmiał.
Shinichi posłał w ich stronę złowieszcze spojrzenie, po czym powrócił do lektury.
- To nie wina Conana, że ma taki głos! - Ayumi obroniła chłopca i zarzuciła mu ręce na szyję, przez co jego twarz przybrała czerwony kolor. Uśmiechy Genty i Mitsuhiko natychmiast znikły. - Poza tym, Sonoko, ty już śpiewałaś dwa razy. Czy mogę teraz ja?
- Jasne - odpowiedziała Sonoko, z powrotem siadając. - Zaśpiewaj coś od Two Mix! Masz taki słodziutki głosik.
- Ale w takim razie będę potrzebować jeszcze jednej osoby - powiedziała Ayumi, puszczając Shinichiego. Gdy się odwróciła, Mitsuhiko oraz Genta posłali mu kuksańca w bok. - Już wiem! Ai, zaśpiewasz ze mną?
- Wyśmienity pomysł - powiedziała Ran, uśmiechając się do bardzo poważnej dziewczynki. - Jeszcze nie śpiewałaś, prawda? Chciałabyś?
- Założę się, że masz wspaniały głos - wtrącił Mitsuhiko, pozostawiając Shinichiego Gencie z nadzieją, że zdobędzie u dziewczyny kilka punktów. Ai Haibara wzruszyła ramionami.
- Czemu by nie? - zdecydowała. Ayumi zapiszczała z radości, chwyciła przyjaciółkę za ramię, a następnie pociągnęła w stronę sceny.
- Fajnie, że się zgodziłaś, Ai! - zawołała. - O, popatrz! Jest „Truth”!
Ai uśmiechnęła się lekko, słysząc jak Ayumi rozprawia o kolejnych piosenkach. To był rzadki widok.
Widząc, że dziewczyny się oddaliły, w ramach zemsty Genta i Mitsuhiko posunęli się aż do zabrania Shinichiemu książki. Genta uniósł ją wysoko i niskiemu chłopakowi pozostało tylko wpatrywanie się w niego morderczym spojrzeniem.
- Miłosne dramaty w trzeciej klasie podstawówki... Nie jestem pewna, czy powinnam uznać to za słodkie czy niepokojące - zachichotała Sonoko.
Ran zaśmiała się.
- Czy nie masz wrażenia, że to już kiedyś się nam przytrafiło? - powiedziała, wzdychając melancholijnie. - To znaczy, pamiętasz nasz pierwszy raz na karaoke?
- Byliśmy w tym samym wieku, no nie? - zaczęła zastanawiać się Sonoko. - Mieliśmy siedem lub osiem lat... Przyprowadzili nas rodzice Kuda, prawda?
- Tak, a do tego dostaliśmy dodatkowy czas, gdy tylko właściciel usłyszał śpiew pani Yukiko. Był jej ogromnym fanem i od razu ją rozpoznał...
- To było prześmieszne! A pamiętasz jak śpiewałyśmy razem piosenkę z bajki?
- Ciekawe, czy byłyśmy takie słodkie jak one - powiedziała Ran, wskazując na śpiewające utwór Two Mix dziewczynki. Ayumi kiwała się na boki, za to Ai stała spokojnie; jej głos był zaskakująco przyjemny i melodyjny.
Sonoko prychnęła.
- To oczywiste, że byłyśmy słodsze. W końcu ja tam byłam.
Ran ponownie się roześmiała.
- A pamiętasz, co się stało, gdy Shinichi zaczął śpiewać?
- Czemu musiałaś mi o tym przypomnieć? - jęknęła Sonoko. - Już prawie zapomniałam...
- Swoją drogą ciekawe, dlaczego tak fałszuje? W końcu pani Yukiko tak pięknie śpiewa...
- Przecież ojciec Kuda ani razu nie zaśpiewał. To oznacza, że głos odziedziczył po nim. Albo chłopak po prostu jest beztalenciem. - Po tych słowach Shinichi przeniósł swe zabójcze spojrzenie na Sonoko.
- Bo odpowiedzią jesteś ty sam! - Tymi słowami Ayumi oraz Ai zakończyły piosenkę. Mitsuhiko i Genta przestali znęcać się nad Shinichim i lekko czerwoni na twarzach zaczęli oklaskiwać dziewczynki.
- To było wspaniałe! - powiedziała Sonoko. - Jesteście taaakie słodkie!
- Dziękuję - odpowiedziała Ai, siadając na swoim miejscu.
- Oboje macie przepiękne głosy - powiedział nieśmiało Mitsuhiko. - Bardzo harmonijne.
- Tak, ale my potrafimy lepiej! - krzyknął Genta, kierując się w stronę mikrofonów. - Dalej, Mitsuhiko, pokonajmy je dzięki Lexowi!
- Zaraz wrócę - odezwała się Ran, wstając. - Muszę iść do łazienki.
- Niezła wymówka - mruknęła Sonoko, gdy tylko Genta zaczął śpiewać.
Ran zobaczyła jak Conan chowa głowę w książkę, kiedy usłyszał pierwsze nuty „Krwawej Venus”. Uśmiechnęła się smutno i wyszła. Doskonale rozumiała jego awersję do tej piosenki. Tamta sprawa była taka smutna...
„To Shinichi był tym, który rozwiązał tę sprawę” - przypomniała sobie, gdy tylko wyszła na korytarz. „Już dawno go nie widziałam... Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku...”
Kiedy zamknęła drzwi kabiny, usłyszała dźwięk spływającej wody dochodzący z kabiny obok. Przez szczelinę zobaczyła jak para nóg, ubranych w buty do koszykówki z napisem „Converse”, skierowała się w stronę zlewów. Po chwili dołączyła do nich kolejna para nóg, na którą założono czarne baletki.
- Margaret!* - powiedziała jakaś kobieta. - Are you all right? You don't look happy...
Ran słuchała jej, nie mogąc pojąć, dlaczego nie rozumie o czym ona mówi. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że rozmowa odbywa się po angielsku. Spróbowała przetłumaczyć ich rozmowę, jednak było to bardzo trudne ze względu na dziwaczny akcent.
- Masz rację - odpowiedziała druga kobieta. - I to jest twoja wina!
- Margaret, nie chciałam cię urazić...
- Nie, byłaś tylko zbyt zajęta rozmawianiem z tymi swoimi koleżkami i nie pomyślałaś o czymś takim jak konsekwencje. Bo nie pomyślałaś, no nie? Ach, przecież to i tak nie ma znaczenia. W końcu wszyscy cię uwielbiają.
- Margaret, przepraszam. Nie chciałam...
- Ale zrobiłaś to.
- Posłuchaj, już cię przeprosiłam, a poza tym nie możesz obwiniać mnie o wszystkie swoje problemy. To nie ja jestem przyczyną twoich kłopotów. Jesteś nią ty sama, tylko nie potrafisz się z tym pogodzić i potrzebujesz kozła ofiarnego, prawda?!
- Zamknij się!
Ran wstrzymała oddech, gdy usłyszała dźwięk uderzenia. Konwersy cofnęły się. Baletki odwróciły się i wyszły z łazienki. Konwersy nie ruszyły się z miejsca ani o krok.
Ran powoli wstała i ostrożnie otworzyła drzwi. Rozejrzała się, ale dziewczyna w konwersach nie patrzyła w jej stronę.
Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, była ubrana w niebieskie dżinsy i koszulkę w kolorze morza. Lewą rękę trzymała w kieszeni, prawą dotykała lewego policzka. Długie, złotobrązowe włosy zakrywały jej twarz, ale gdy Ran wyszła z kabiny, odwróciła się i odgarnęła je.
- Eee... Wszystko w porządku? - zapytała Ran. - Are you... fine?
Dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona, a po chwili posłała w jej stronę delikatny uśmiech.
- Tak - powiedziała. - To zwykła sprzeczka z przyjaciółką. Ale już jest dobrze.
- Przepraszam, niepotrzebnie wtykam nos w cudze sprawy.
Ran odkręciła kurek, by umyć ręce. Ku jej zdziwieniu, obca dziewczyna roześmiała się.
- To prawda, ale co z ciebie byłaby za kobieta, gdybyś tego nie robiła, co nie? - powiedziała i puściła do niej oczko.
- Bardzo dobrze mówisz po japońsku - zauważyła Ran. - Mieszkasz w okolicy?
- Nie do końca. Jestem na wakacjach z przyjaciółmi. Pomyśleliśmy, że możemy wykorzystać okazję i udać się na karaoke. Niezbyt dobry dla mnie pomysł. - Spojrzała na mundurek Ran. - Jedna z moich przyjaciółek przyjechała po skończeniu liceum na rok do Japonii i pracowała jako nauczycielka angielskiego. Powiedziała, że to było bardzo dziwne - uczyć w liceum w tym samym roku, w którym je się opuściło.
Ran zaśmiała się.
- Mam nadzieję, że Japonia podoba się ci oraz twoim przyjaciołom. I mam nadzieję, że twoja przyjaciółka wybaczy ci... to.
Cudzoziemka uśmiechnęła się smutno.
- Ja też. Dziękuję ci.
***
„Jak dobrze, że to już koniec” - pomyślał Shinichi ze zmarszczonymi brwiami, gdy wszyscy zaczęli się zbierać do opuszczenia pokoju.
Pomimo nieuniknionych żartów na temat jego śpiewania, zazwyczaj nie miał nic przeciwko karaoke, ale dzisiejsze popisy Genty i Mitsuhiko były wręcz nie do wytrzymania. W dodatku Shinichi nie potrafił pozbyć się niepokojącego uczucia, zupełnie jakby wkrótce miało się coś zdarzyć. Czarna Organizacja...
„Zaczynasz się zachowywać jak Haibara” - powiedział ostro do siebie, chowając powieść „Saimonji” do plecaka. „Gdybyś był tak łatwo rozpoznawalny, to już dawno by cię znaleźli...”
- To było całkiem zabawne - skomentowała Haibara swoim tradycyjnym, beznamiętnym głosem. - Ale ostatecznie niczego nie zaśpiewałeś.
- Próbujesz zmienić temat czy tylko tak mi się wydaje? - zapytał podejrzliwie Shinichi.
Zamiast coś powiedzieć, posłała mu diabelski uśmieszek i podążyła za Ran oraz Sonoko.
Gdy wszyscy znaleźli się na korytarzu, hałas z pokoju obok - największego ze wszystkich i przeznaczonego dla najliczniejszych grup - stał się jeszcze silniejszy. Znajdujące się w nim towarzystwo było tak głośne, że słychać ich było w innych pokojach, pomimo nieprzepuszczających dźwięków ścian. Wydawało się, że śpiewa tam jednocześnie ze dwadzieścia osób.
- Hey-ey, I wanna be a rockstar!
Ludzie wewnątrz wybuchnęli śmiechem i zaczęli wiwatować.
Sonoko parsknęła.
- Hałaśliwe grono - skomentowała. - Swoją drogą ciekawe, co śpiewali. Nie brzmiało to zbyt japońsko...
- Wydaje mi się, że słyszałam tę piosenkę parę lat temu, gdy byłam w Ameryce - powiedziała Ran. - Jak ona się nazywała?
Nagle krzyki przybrały na sile, drzwi gwałtownie się otworzyły, a ktoś krzyknął:
- Somebody stop her!
Shinichi odskoczył do tyłu, gdy ktoś wytoczył się przez drzwi tylko po to, by za chwilę zostać powalonym przez dwójkę ludzi. Pozostałe osoby zaczęły się śmiać.
- You can't escape, Bets - zawołał któryś z nich. - Give up the mic!
- Nooo! I want to sing! - jęknęła jakaś kobieta.
- Ej wy! - nagle ryknął właściciel domu. - Może i macie jeszcze dwie godziny, ale jeśli nadal będziecie przeszkadzać pozostałym klientom, to zaraz stąd wylecicie!
Z pokoju wyszły dwie kobiety, pierwsza z nich zaczęła się kłaniać i przepraszać, za to druga postanowiła krzyknąć:
- Bets! Johnny! Shaun! Get back in the box now!
Kłaniająca się kobieta miała długie, złotobrązowe włosy oraz wiele naszyjników, które dzwoniły za każdym skłonem, podczas gdy krzycząca osoba miała krótkie, ciemnobrązowe włosy i wywijała swoim czarnym parasolem na prawo i lewo jak jakąś bronią.
- Czy to angielski? - zapytała Sonoko. - I co to za akcent?
- Może europejski? Wcześniej słyszałam tylko amerykański - zasugerowała Ran. Trzy osoby podniosły się z podłogi. Pierwszą z nich był mężczyzna o czarnych, przystrzyżonych włosach. Był bardzo wysoki, ponad głową trzymał mikrofon, którym prawie dotykał sufitu. Następny mężczyzna był równie wysoki co poprzedni, ale jego włosy były dłuższe, a grzywka zasłaniała mu jedno oko, lecz za to drugie miało jasnoniebieski kolor i wypełniały je łzy od śmiechu. Podobnie działo się z oczami ostatniej osoby - niskiej, krępej dziewczyny z kędzierzawymi, brązowymi włosami, które wyglądały, jakby ich właścicielka czesała się za pomocą ładunków wybuchowych. Podskakiwała wokół pierwszego mężczyzny, próbując dosięgnąć mikrofon. Pozostałe dwie dziewczyny odwróciły się i zachichotały, gdy tylko właściciel odszedł.
- Sorry... Przepraszam. My na wasza droga? - zapytał łamanym japońskim ostrzyżony mężczyzna.
- To nic wielkiego - odparła Ran, gdy hałaśliwa grupka zrobiła im przejście. Ona i dziewczyna z naszyjnikami ukłoniły się sobie.
- Ran, znasz ją? - zapytała zaskoczona Ayumi.
Zapytana dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Spotkałam ją w łazience, to wszystko.
- W takim razie oni z pewnością są Europejczykami - stwierdziła Sonoko. - Tylko w Europie zawiera się przyjaźnie w takich dziwacznych miejscach. Jak byłam kiedyś we Francji...
Shinichi prawie wpadł na nią, ponieważ nie potrafił się powstrzymać od podsłuchiwania rozmowy Europejczyków.
- Więc, kto teraz? Bob Dole? - zapytał męski głos, który nie należał do żadnej z osób, które wyszły na korytarz.
- Zakazano mi śpiewać w trzydziestu stanach i czterdziestu krajach. Nie potrzebuję czterdziestego pierwszego. - To była dziewczyna z łańcuchami.
- Hę? Bob Dole? George, dlaczego tak ją nazwałeś? - Kolejny męski głos.
- Zareagowała na to, no nie? - powiedział mówiący jako pierwszy mężczyzna, najprawdopodobniej George.
Drzwi zamknęły się i Shinichi nie mógł usłyszeć już nic więcej. Niechętne przeniósł swoją uwagę z powrotem na Sonoko.
- Dziwne, no nie? Ale w innych krajach tak się dzieje nie tylko w łazience. W pociągu, w autobusie, w windzie...
- Skoro mówią po angielsku, to znaczy że są z Angoli, tak? - zapytał Genta. Mitsuhiko westchnął.
- Z Anglii, z Anglii... Poza tym to nie jest jedyny kraj, w którym mówi się po angielsku. Jest jeszcze Ameryka, Kanada i oczywiście pozostała część Zjednoczonego Królestwa jak Irlandia czy Walia lub...
- Są ze Szkocji - powiedział Shinichi, gdy tylko opuścili dom karaoke.
- Skąd to wiesz? - zapytała zaskoczona Sonoko.
Shinichi wskazał na cztery minivany zaparkowane obok domu.
- Spójrz - powiedział. - Te samochody z pewnością należą do nich. Ich pokój był pełen ludzi, więc przyjechanie kilkoma dużymi autami nie jest w tym przypadku niczym dziwnym. Poza tym kierownice znajdują się po prawej stronie. Amerykanie lub Kanadyjczycy użyliby samochodów z kierownicami po lewej, ale skoro są prawej to znaczy, że najprawdopodobniej są z Europy.
- Ale skąd wiesz, że są ze Szkocji? - zapytała Ayumi.
Ai wskazała na szyby minivanów, do których przyczepione były flagi.
- Niebieskie tło z białym krzyżem. Jest on znany pod nazwą krzyż świętego Andrzeja i jest to oficjalna szkocka flaga. Nic dziwnego, że zamieścili je na własnych samochodach. Szkoci bardzo podkreślają to, że są Szkotami. Najprawdopodobniej jest to skutek unii realnej z 1707 roku. To by również wyjaśniało ich dziwny akcent. Można powiedzieć, że szkocki angielski to zupełnie inny język. Niektóre szkockie filmy są z napisami po angielsku lub amerykańsku.
Po tych dwóch intelektualnych wypowiedziach nastąpiła krótka cisza. Shinichi przełknął ślinę, widząc jak Ran się na nich patrzy.
„Cholera... Znowu to zrobiłem...”
- Conan i Haibara wiedzą naprawdę wszystko - powiedział zachwycony Mitsuhiko.
Haibara wzruszyła ramionami.
- Wcale nie, po prostu przeczytałam to w podręczniku do geografii - wyjaśniła, wpatrując się znacząco w Gentę.
Wszyscy roześmiali się, a niepokojący nastrój znikł. Shinichi odetchnął z ulgą.
Gdy mijali minivany, Ayumi nagle krzyknęła. Mitsuhiko i Genta od razu stanęli między nią a samochodami.
- Co się stało? - zapytała ją Ran.
- T-t-tam je-jest potwór! - krzyknęła Ayumi, wskazując palcem na jedno z aut. Shinichi zajrzał do środka samochodu i zauważył okropną, czerwoną postać patrzącą się na niego przez szybę.
- To czerwony lew - powiedział. - Nieoficjalna flaga Szkocji. Jest bardzo popularna wśród nacjonalistów i fanów piłki nożnej, a jest nieoficjalna, ponieważ niesie przesłanie: „Śmierć Anglii”.
- I pewnie dlatego jest tak popularna - skomentowała Haibara.
Ayumi spojrzała na czerwonożółtą flagę.
- Lew? - powiedziała. - Jest przerażający.
- To flaga wojenna - wyjaśniła Ran. - Dlatego powinna przerażać swoim wyglądem.
- Wiecie, słyszałam coś o walkach w okresie Sengoku** pomiędzy Szkocją a Anglią - zachichotała Sonoko. - Wiecie dlaczego Szkoci nosili te spódniczki nazywane kiltami? Przed walkami wojownicy...
Resztę historii wyszeptała do ucha Ran. Dziewczyna wstrzymała oddech, zrobiła się cała czerwona na twarzy, a następnie uderzyła Sonoko w ramię.
- Jesteś okropna! - powiedziała i zaczęła iść dalej.
Sonoko podążyła za nią, śmiejąc się. Genta, Ayumi i Mitsuhiko wymienili zmieszane spojrzenia. Spojrzenia wymienione przez Shinichiego i Haibarę były pełne cierpienia.
_______________________________________________________
* rozmowy pogrubione będą odbywać się w języku angielskim. Czasem będę je tłumaczyć, a czasem nie. To już zależy od tego, czy bohater będzie je sobie w głowie tłumaczył czy słuchał na wpół nie rozumiejąc o co chodzi i czy będą to skomplikowane wypowiedzi. Zresztą co się tłumaczę, wszyscy zobaczymy jak wyjdzie w praniu :)
** XV - XVII w.