niedziela, 25 września 2016

Rozdział 5

Wyobrażenia

- Trochę minie, zanim uda nam się z tego otrząsnąć - powiedziała Angela do Eri. - Ale... dziękuję. Dziękuję za wszystko.
- Bardzo się cieszę, że zostałaś oczyszczona z zarzutów. - Kobieta spojrzała z wdzięcznością na Kogoro, który zdołał obalić teorię Saguru. - Chyba jednak jest w czymś dobry.
- Ej, kiddo.
Shinichi zdał sobie sprawę, że Rose stoi przed nim i uważnie mu się przygląda. Uśmiechnęła się do niego.
- Chcę podziękować pewnemu wspaniałemu detektywowi, który pomógł mojej przyjaciółce - powiedziała.
Shinichi przełknął ślinę.
- Um, wujek stoi tam. - Zaśmiał się nerwowo, wskazując ręką na Kogoro.
Rose potrząsnęła głową i przykucnęła.
- Wiem - powiedziała. Shinichi cofnął się o krok. Rose puściła mu oczko. - Dziękuję. Pomyślnych wiatrów, wielki detektywie.
Wstała i odeszła, by porozmawiać z Angelą.
„Co do cholery?” - pomyślał Shinichi i zatrząsł się nerwowo.
„- Znowu jakieś sprawy wiedźm.
- Wicca, durniu.”
Wicca... Zachodnia magia*, tak? - zaśmiał się nerwowo. Niemożliwe.
- Więc... Dlaczego tu jesteś, Hakuba? - zapytała Ran. - Myślałam, że mieszkasz w Anglii.
- Teraz mieszkam tu. - Chłopak wzruszył ramionami. - Postanowiłem wrócić do Japonii, by móc się zająć pewną ważną dla mnie sprawą.
- Hę? Sprawą? - powtórzyła ze zdziwieniem Ran.
Shinichi podszedł bliżej i zapytał ze zmrużonymi oczami:
- O jaką sprawę chodzi?
- A o jaką może chodzić? - Hakuba spojrzał na Conana i uśmiechnął się. - Chodzi mi oczywiście o Kaitou Kida.
- Ran! - zawołała Eri. - Chcę, abyś coś dla mnie zrobiła... - Spojrzała na Kogoro, który również się na nią spojrzał. Oboje gwałtownie odwrócili się. - Zanim wrócę do biura.
- Skąd tu się wziąłeś? - zapytał Shinichi Hakubę. - Miałeś coś do zrobienia w Haido?
- Właściwie to tutaj jest mój dom. I szczerze mówiąc to zmierzałem do pewnego miejsca, gdy nagle usłyszałem krzyki.
- Kogo, Kaitou Kida? - zapytał sarkastycznie Shinichi i osłupiał, gdy Hakuba przytaknął.
- Znam jego prawdziwą tożsamość - powiedział cicho. - Wszystkie poszlaki na niego wskazują, lecz nie mam żadnego dowodu. Jestem jednak na dobrym tropie; nie jak w przypadku dzisiejszej sprawy. Zamierzałem znaleźć w jego domu coś, co potwierdzi moją teorię.
- Ach tak... - westchnął Shinichi. - A jak zamierzałeś tam wejść?
- Chodzimy razem do klasy - powiedział Hakuba. - Więc myślę, że wystarczyłoby stare, dobre pytanie o to, co było zadane.
Detektyw klepnął Shinichiego w ramię i odszedł, a chłopiec prychnął.
„Chyba przydałoby mi się trochę snu, bo zaczynam słyszeć dziwne rzeczy” - pomyślał, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
Zostali tu na dłużej, niż się spodziewał. Na szczęście Ran skończyła już rozmawiać z matką, więc pewnie za chwilę weźmie go i staruszka do domu.
- Jasne, jasne - powiedziała Ran do mamy i wzięła Shinichiego za rękę. - Wracamy do domu, Conan?
- Taaak... - odpowiedział z przesadnym ziewnięciem.
Była dopiero dwudziesta pierwsza i nie czuł się zmęczony, ale ośmiolatek padałby z nóg. Ran, widząc ziewnięcie, uśmiechnęła się, po czym obejrzała się przez ramię i krzyknęła:
- Tato! Idziemy! - zawołała. - Cześć, mamo!
- Pa pa, pani Kisaki! - zawołał Shinichi.
Eri pomachała do niego i uśmiechnęła się, ale gdy chłopak odwrócił głowę, kątem oka wyłapał jej wnikliwe spojrzenie. Zmusił się, by nie zadrżeć.
„Co się dziś dzieje z tymi kobietami? - pomyślał. Mam coś napisane na czole, czy co?
Jednak gdy znikli z pola widzenia Eri, Shinichi po raz kolejny przemienił się w małego, słodkiego Conanka.
***
- No chyba nie! - powiedziała z niedowierzaniem Sonoko. - Mówisz poważnie? Ci dziwni obcokrajowcy z Karaoke? Rany, to jakieś szaleństwo...
- Nie tak szalone jak to, że moja mama poprosiła tatę o pomoc - odpowiedziała z uśmiechem Ran.
Sonoko roześmiała się.
- Rany, zaczyna mi się wydawać, że to nie tylko twój ojciec przyciąga morderstwa. W końcu gdziekolwiek któreś z was by nie poszło, zawsze ktoś zostanie zabity! Te bycie żniwiarzem jest chyba cechą rodziny Mouri.
- Nawet tak nie żartuj! - jęknęła Ran. - To jest okropne! Nawet nie wiesz, ile rzeczy przypomina mi o śmierci. Nie mogę już grać na automatach ani jeść ciast podczas deszczu!
- Tylko nie zabijcie mojego Kida, gdy pojedziecie do Osaki, dobra? A tak właściwie to po co ty tam jedziesz? Myślałam, że Kid cię nie obchodzi.
- No nie - przyznała Ran. - Ale Conana wręcz przeciwnie. Poza tym ojciec został zaproszony przez Hattoriego oraz inspektora Nakamori. Jadę tam, by mieć pewność, że nie poumierają tam z głodu... I może znajdę okazję, by zobaczyć się z państwem Kudo na konwencie powieści kryminalnych...
- Ach, już rozumiem! - powiedziała Sonoko z uśmiechem. - Chcesz od nich dowiedzieć się, gdzie wałęsa się twój mąż?
- Sonoko! Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteśmy...
- Tak, tak. Łapię - przerwała jej przyjaciółka. - Nie jesteście małżeństwem.
- Właśnie.
- Jeszcze nie.
- Sonoko!
Ran zrobiła kilka kroków do przodu, czując gorąc na policzkach, a Sonoko wybuchnęła śmiechem. Nie wiedziała do końca, czy była zła z powodu wyśmiewania się z niej czy też z tego, że czuła się zawstydzona, ponieważ Sonoko miała rację. Kiedy Yukiko napisała jej, że przylatują do Japonii, jej pierwszą myślą było to, że nawet jeśli nie będzie z nimi Shinichiego, to mogą wiedzieć, gdzie się znajduje. I to właśnie dlatego postanowiła pojechać do Osaki, zanim jeszcze Heiji zadzwonił z wiadomością o Kidzie.
„Nic na to nie poradzę.” - Westchnęła. Martwię się o niego...”
Zawsze się martwiła o Shinichiego, ale od kilku miesięcy bała się o niego jeszcze bardziej niż zwykle. Od dnia, w którym Sonoko i kilka innych koleżanek zaprosiło ją do Tropical Landu. Ran nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, ale nie poszła z nimi, by się tam wspólnie bawić. Przez dziwny przypadek dzień, w którym tam się udawały, był tym samym dniem, w którym dwa lata temu zniknął Shinichi.
I pomyślałaś, że to coś znaczy?- zgromiła samą siebie. Myślałaś, że co? Pojawi się na kolejce? Wybiegnie z jakiejś uliczki? I czemu w ogóle zapamiętałaś dokładny dzień, w którym zniknął?!
- Ran! Zaczekaj! Hej, przepraszam! - zawołała Sonoko, podbiegając z zadyszką do dziewczyny. - Już więcej nie będę z was żartować, przepraszam.
- W porządku. - Ran westchnęła.
- Wcale nie. Martwisz się o niego, prawda?
Ran nie mogla powstrzymać się od lekkiego drgnięcia. Sonoko mogła być lekko głupawa, ale nie była ślepa.
- Przepraszam - powiedziała. - Chcesz o tym pomówić?
- N-nie, to nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Powinien częściej dzwonić - skomentowała Sonoko. - Mam tak samo z Makoto. Znika na całe tygodnie, nawet nie mówi mi, kiedy bierze udział w turniejach, a gdy wreszcie postanowi do mnie zadzwonić...
Czy to całkowicie naturalnie, czy też celowo, Sonoko płynnie skierowała rozmowę na temat jej nieobecnego chłopaka i za to Ran była jej wdzięczna. Nie była pewna, czy chce rozmawiać o Shinichim, czy też nie. Zastanawiała się, czy osoby nieznające go tak dobrze jak ona mogą myśleć, że ma lekką paranoję. Ale gdy zdała sobie sprawę, że chłopak dwa lata pracował nad jedną sprawą, jej rozmyślania o powrocie Shinichiego zmieniły się z kiedy na czy. Im rzadziej do niej dzwonił i im mniej wnikał w szczegóły, tym gorsze miała przeczucia.
„Dwa lata” - pomyślała. Jeszcze nigdy nie zajmował się czymś tak długo. Co to za sprawa, że nawet mi o niej nie mówi? Co go powstrzymuje od powrotu? Co jest ważniejsze od wszystkiego, ode...”
Ran zawsze starała się urywać swoje rozmyślania w tym miejscu. Jadnak to nieuchronnie prowadziło ją do zmartwienia, że Shinichi wplątał się w coś niebezpiecznego, co zagraża jego życiu. Jeśli to dlatego zniknął... I to dlatego tak długo o trwa...
Shinichi, nie jesteś Sherlockiem Holmesem” - pomyślała ze smutkiem. Proszę, nie wplącz się w coś, co będzie ponad twoje siły.”
- Co? - Z rozmyślań wyrwał ją pojedynczy sygnał z telefonu.
- Lepiej wycisz komórkę - ostrzegła Sonoko przyjaciółkę, ponieważ były już w szkole. - Wiadomość?
- Tak - odpowiedziała Ran, otwierając klapkę od telefonu.
„Jak się masz? Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem. Jesteś w szkole, więc może zadzwonię do ciebie później. Pomyślałem, że do ciebie napiszę, bo dawno już tego nie robiłem, a ty pewnie niepotrzebnie zamartwiasz się na śmierć. Głupia.
To dlatego i też trochę mi ciebie brakuje. Na razie.”
Trochę mi ciebie brakuje?” - pomyślała zaskoczona Ran, gdy przeczytała wiadomość, odwracając się, by Sonoko nie zobaczyła treści wiadomości. Czy brakuje mu mnie... tak jak mnie brakuje go?”
Gdy nauczycielka weszła do klasy, Ran szybko schowała telefon, wstała i pokłoniła się z pozostałymi. Zobaczyła, że Sonoko się na nią patrzy.
- Później pokarzesz mi tę wiadomość - szepnęła do Ran, a dziewczyna cicho jęknęła.
***
- Conan, dobrze się czujesz? - zapytała z troską Ayumi. - Prawie nic nie mówisz.
- Ach! Nie, wszystko w porządku, naprawdę - odpowiedział Shinichi. - Po prostu... Chyba złapałem katar.
Lekkie choroby od zawsze były dobrą wymówką.
- W takim razie może powinieneś zostać w domu? - mruknął z lekkim gniewem Mitsuhiko.
On oraz Genta byli dzisiaj nie w humorze. Jak zawsze zresztą, gdy Ayumi poświęcała większą uwagę Conanowi - a ponieważ był dziś w złym nastroju, koncentrowała się na nim o wiele bardziej niż zwykle.
Shinichi ze wszystkich sił próbował odgrywać małe dziecko, ale gdy tylko spoglądał na swoją szafkę, znowu pochmurniał. Na nalepce pisało:
,,Conan Edogawa”
„3-B”
Trzecia klasa. Był w trzeciej klasie tej cholernej podstawówki. Powinien być w trzeciej liceum! Powinien się przygotowywać do matury, szukać pracy i iść na studia tak jak wszyscy! A zamiast tego siedział pośród dzieciaków, które ekscytowały się na myśl o pójściu do czwartej klasy.
„Byłem już tu, już uczyłem się tego, mam już dosyć tego miejsca!” - chciał krzyknąć.
Zazwyczaj nie miał problemów z udawaniem dziecka, powtarzaniem klas, powstrzymywaniem się przed tym wszystkim, czego nie powinien mówić albo robić dzieciak z podstawówki, ale... Tak często coś mu przypominało, że nie jest tam, gdzie powinien albo chciałby być.
Chodzenie do drugiej i trzeciej klasy było wystarczająco nieprzyjemne, ale najgorsze z tego wszystkiego były urodziny. Nie zwrócił wielkiej uwagi na swoje siedemnaste - był zbyt zajęty pomaganiem Ran, będącej amatorskim saperem, przeżyć. Wtedy tylko zauważył z ironią, że w tym roku stał się młodszy. Jednak osiemnaste urodziny był prawie że bolesne i mocno przypomniały mu o tym, co zrobiła z nim tamta przeklęta trucizna.
A w tym roku powinien kończyć szkołę i obchodzić dziewiętnaste urodziny, a nie dziewiąte.
W takich chwilach jak ta, złość i frustracja wpędzały go w głęboką depresję. Trzymał swoje uczucia w ryzach, ale gdy był sam, musiał się na czymś wyżyć. W dzień osiemnastych urodzin stłukł lustro - nie mógł patrzeć na swoje odbicie. Na szczęście Ran kupiła jego historykę o spadnięciu ze stołka - musiał używać tego cholernego stołka, aby sięgać do zlewu - i była przejęta tylko tym, że się zranił. Po dłuższej chwili patrzenia na swoje odbicia w kawałkach lustra oraz krwawiącą pięść, poczuł, że bardziej niż wszystko nie chce już więcej okłamywać Ran - chce powiedzieć jej całą prawdę i błagać o wybaczenie. Błagać, by go nie opuściła. Bardziej niż wszystko pragnął, aby została z nim, jakby to miało jakoś zmienić całą sytuację na lepsze. Może na chwilę by zmieniło.
Ale gdy tak się czuł, zawsze zdarzało się coś, co mu przypominało, dlaczego musi milczeć. Jak na przykład koszmar.
Może to przez sprawę, może przez tę dziwną dziewczynę od wicca, nie wiedział, ale gdy zasnął, przeżył to:
Ponownie był w swoim ciele, ciele Shinichiego Kudo i biegł tamtą alejką. Co on tam robił? Nie wiedział, ale coś zmuszało go do biegu. Znowu był przy tym budynku, ale tym razem nie zobaczył Wódki ani dyrektora. Był za to ciemny kształt, leżący na ziemi w kałuży krwi.
Podbiegł do tego człowieka, wyjmując z kieszeni telefon, by zadzwonić po karetkę. I zamarł, gdy zobaczył tę twarz, te wpatrujące się w pustkę, pozbawione życia oczy, które tak dobrze znał.
Ran. Nie żyła. Przez niego.
Opadł na kolana. Wyciągnął w jej stronę drżące dłonie, chcą nią potrząsnąć, choć dobrze wiedział, że dziewczyna się nie obudzi. Już nigdy. I to przez niego.
Spojrzał w górę, prosto w chłodne oczy Gina.
- Czy rozwiążesz tę sprawę, detektywie? - zapytał cicho.
Jego twarz przybrała szyderczy grymas, gdy wyciągnął pistolet. Wymierzył w Shinichiego i pociągnął za spust.
W chwili wystrzału Shinichi gwałtownie usiał, tłumiąc krzyk. Kogoro tylko zachrapał i dalej spał. Chłopak zaczął uspokajać oddech, w międzyczasie wycierając spocone czoło. Spojrzał na małe, wilgotne dłonie. Potem powoli się położył i zwinął w kłębek. Przez resztę nocy nie mógł zmrużyć oka.
Nawet teraz, godziny później, gdy tylko zamknął oczy, widział Ran. Zimną, nieporuszającą się, martwą. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciałby powiedzieć jej prawdę, nie mógł tego zrobić. Ryzyko było zbyt duże. Nie ważne było, ile by na tym zyskał, nie miał zamiaru postawić Ran w niebezpieczeństwie. Nigdy.
Wszedł do klasy, nie czekając na innych. W środku była tylko Haibara, wyciągająca z plecaka piórnik.
- Znowu masz depresję? - zapytała spokojnie, gdy usiadł w swojej ławce - swojej małej ławce dla dziecka - i zwiesił głowę w dół. - Mam nadzieję, że tym razem niczego nie zniszczyłeś.
- Czy to ci nie przeszkadza? - zapytał cicho. - Bycie w tym ciele?
- Niezbyt. Może to dlatego, że ja nie mam już gdzie wrócić. Ty masz.
- Jeszcze trochę i będę mieć tyle lat, ile teraz powinienem, zanim w ogóle znajdziemy antidotum. A wtedy już nie będę miał do czego wrócić.
- Myślisz, że przestanie na ciebie czekać po tych ośmiu latach? - zapytała gorzko Haibara. Nie musiała nawet mówić, kim była ta ona.
- W taki przypadku mam nadzieję, że o mnie zapomni - opowiedział, odblokowując telefon. - Nie chcę, by tyle czekała. Nie dla mnie.
- Cóż, jeśli to cię pocieszy, to powiem ci, że to nie do takiego scenariusza zmierzamy. Już raz stworzyłam antidotum, więc jestem pewna, że drugi raz też to zrobię. I będzie to łatwiejsze niż wcześniej.
Shinichi skinął głową, sprawdzając komórkę. Otrzymał dwie wiadomości od Patricka - wcześniej wymienili się z nim numerami, a mężczyzna obiecał mu wyjaśnić niektóre szkocko-angielskie terminy. Pierwsza wiadomość była długą listą słów, dla których Shinichi był „za mały by zrozumieć". Druga wydawała się zawierać wyrażenia, dla których prawdopodobnie był wystarczająco duży. Długo przyglądał się temu pierwszemu SMS-owi.
„The fat lady's still at the pre-show buffet. Pochodna "It’s not over until the fat lady sings".”
Shinichi nie mógł powstrzymać śmiechu, widząc wyjaśnienie i tłumaczenie. Właśnie, klamka jeszcze nie zapadła. Nie mógł się poddać. I tego nie zrobi. Całą swoją frustrację i rozpacz przemieni we wściekłość. I gdy odzyska z powrotem swoje ciało, to porządnie skopie dupsko temu twat Ginowi.
_________________________________________________________________
* Wicca to religia pogańska.
"It’s not over until the fat lady sings" - Znaczy tyle samo co ,,sprawa nie jest jeszcze przesądzona” lub „kurtyna jeszcze nie opadła” / „klamka jeszcze nie zapadła”.
Dosłownie jest to... „To nie koniec (przedstawienia), póki gruba damulka śpiewa.”
W wersji szkockiej będzie to coś jakby... „Gruba pani wciąż nie skończyła jeść”. A jeszcze dosłowniej to... „Gruba pani wciąż jest przy bufecie/nie opuściła stołu z jedzeniem (przy czym ta sytuacja ma miejsce przed jakimś występem, przedstawieniem).
"Twat" - Cipa, pizda, ciul. Tak przynajmniej podają polskie słowniki, a po angielsku jest to ujęte tak: ,,Nazywając kogoś słowem „twat”, obraża się tę osobę i pokazuje, że nie lubi się jej ani nie czuje się do niej żadnego szacunku. Niektórzy tym słowem odnoszą się do żeńskich genitaliów.”
To co, zadowoleni z wyjaśnienia brzydkiego słówka?

niedziela, 18 września 2016

Rozdział 4

Prawda zawsze jest tylko jedna

Shinichi wślizgnął się do niezakluczonego pokoju mordercy. Obok okna stał czerwony, miękki fotel. Z nim znajdowała się mała bruzda. Detektyw dokładnie obejrzał tkaninę na meblu i uśmiechnął się zwycięsko, gdy odnalazł to, czego szukał – cieniutką, brązową nitkę przy jednym ze szwów. „Bingo.
Wyszedł niezauważony przez nikogo i ruszył w stronę pokoju przesłuchań, znajdującego się kilka drzwi dalej.
„Jeśli mam rację, to ta osoba jest malwersantempomyślał. „I to właśnie dlatego zabiła George’a. Nie mam pojęcia, dlaczego ta osoba zrzuciła winę na Angelę, ale są wystarczające dowody…
Rozmyślania Shinichiego zostały przerwane przez nagłe uderzenie w głowę.
– Gdzie ty byłeś, dzieciaku?! – wrzasnął Kogoro.
„Auuuu…
– Wujku! – powiedział, udając zaaferowanego. – Znalazłem coś bardzo ważnego! Chodź zobaczyć! No chodź!
Shinichi chwycił mężczyznę za rękę i zaczął go za sobą ciągnąć w stronę pokoju mordercy.
– Dobra, dobra! – krzyknął Kogoro. – Już idę, dzieciaku. Przestań mnie ciągnąąąąąąąć!
Shinichi zaprowadził detektywa do pokoju George’a, błyskawicznie go uśpił i posadził na fotelu. Zamknął klapkę od zegarka, wyciągnął z kieszeni mały głośnik i przypiął go do krawata Kogoro, gdzie był prawie niewidoczny. Zmienił pozycję mężczyzny na trochę bardziej poważną i, co ważniejsze, ze schyloną w dół głową. Gdy efekt zadowolił chłopaka, wyciągnął swoją muszkę zmieniającą głos i ustawił ją na numer pięćdziesiąt-dziewięć.
„Pora zacząć przedstawienie…
– Dobrze, wujku! – krzyknął głośno i wybiegł.
Skierował się w stronę pokoju przesłuchań, by poinformować policjantów, Hakubę oraz Eri, że Śpiący Kogoro znalazł alibi dla Angeli, a następnie zaniósł tą samą wiadomość do obcokrajowców.
Wszyscy przyszli do pokoju w prawie tym samym momencie. Shinichi zauważył, że prawdziwy morderca jest blady i zaniepokojony tym, że detektyw chce udowodnić niewinność Angeli w jego pokoju.
„Mam cię. Nie chcesz zwrócić na siebie uwagi, ale gdybyś był niewinny, zacząłbyś się wykłócać, czyż nie?
– Panie Mouri – powiedział Hakuba. – Przepraszam, ale wszystkie dowody wskazują na panią Angelę. Po co więc nas pan tu wezwał?
– Doszedłeś do tego wniosku zanim zebrałeś wszystkie dowody – powiedział Shinichi głosem Kogoro. – I dlatego przeoczyłeś kilka ważnych szczegółów. Choćby niezamykanie drzwi od pokoju. Każdy mógł wejść do kuchni pani Angeli i zabrać stamtąd nóż, tak samo jak do pokoju pana Georga o czwartej nad ranem.
– To oznacza, że mógł to zrobić każdy, a nie, że to nie była ona. Choć przyznaję, że biorąc pod uwagę jego romanse, znęcanie się oraz problemy z dziedziczeniem, niewielu jest bez motywu. Jednak morderca nie wszedł przez drzwi. Dostał się do pokoju George’a przez okno…
– A dlaczego miałby przez nie przechodzić? – powiedział Shinichi. – Pomyśl, proszę. Po co ktoś miałby używać okna, skoro bez problemu mógłby pójść korytarzem? Była czwarta nad ranem, wszyscy spali, nikt nie mógł zobaczyć mordercy, a on i tak zdecydował się użyć okna? I to jeszcze zostawiając broń oraz linę, które wyraźnie na niego wskazują?
– Nie jest to zbyt mądre, ale nie niemożliwe.
– Że co, proszę? – japoński Angeli był wręcz doskonały.
Rose warknęła krotko, zacisnęła pięści i zrobiła kilka kroków w stronę Hakuby. Pozostali obcokrajowcy zaczęli ze sobą szeptać i dało się usłyszeć często powtarzające się słowa „English twat”.
– Twoja wadą jest arogancja. Jesteś dobrym detektywem, ale masz tendencję do wysuwania zbyt szybkich wniosków, a potem upartego trwania przy nich, pomimo pojawiania się innych dowodów – powiedział Shinichi. – Przypuszczając, że twoje słowa są prawdziwe, to powiedz mi: jeśli pani Angela zostawiła tak oczywiste wskazówki, to dlaczego użyła czyiś butów, aby ukryć swoje własny ślady?
– Słucham? – zapytał zdezorientowany Hakuba.
Oficer Takagi podszedł do niego z odbiciem buta, który ściągnął wcześniej z parapetu.
– Jeśli sprawdzisz całe obuwie pani Angeli – powiedział Shinichi. – To zobaczysz, że ma klapki i pięć par konwersów. Ani jedne, ani drugie nie pochodzą od Nike.
– Racja, to Nike! – potwierdziła Sato, gdy przyjrzała się logo.
– Pamiętam! – krzyknęła Ran. – Miałaś konwersy na karaoke!
– Nie nosi niczego innego – wtrąciła Rose. – Hippy nienawidzi skórzanych butów…
– A więc te Nike nie mogły być jej – podsumował Shinichi. – Jeśli zaś dokładnie się przyjrzycie tej stopie, zauważycie, że podeszwa jest mocno starta, a traktor zaokrąglony. Skoro pani Angela ich nie nosiła, to musiał robić to ktoś inny. Jestem pewien, że gdy porównamy wszystkie buty, to znajdziemy pośród nich jeden idealnie pasujący do tego śladu.
– Twierdzi pan, że ktoś z nas jest mordercą?! – krzyknęła Madeline.
Kilka osób zaczęło uważnie przyglądać się odciskowi.
– Zdobyliście ślad buta z parapetu? Szacun – powiedział Alan.
– To da się tak zrobić? – zapytała zaskoczona Madeline. – Myślałam, że można tylko zbierać odciski palców.
– Czyli według pana to ktoś inny użył okna, wślizgnął się do pokoju pani Angeli, gdy ta spała i z rękawiczkami, by nie zostawić odcisków, zabrał jeden z jej noży – stwierdził Hakuba. – Jeśli to prawda, to pani Angela miała najzwyczajniejszego w świecie pecha, jednak nadal nic nie wiemy o mordercy.
– Morderca zrobił coś więcej, poza zwykłym założeniem rękawiczek – poprawił go Shinichi. – Jest kilka sprzeczności, jeśli chodzi o odciski palców. Pierwszą rzeczą jest obecność wszystkich odcisków pani Angeli. Pani brat powiedział mi, że jest pani kiepskim kucharzem. Czy często zdarza się pani gotować?
– Cóż… Zwykle wszyscy wychodzimy zjeść coś na mieście. A jeśli nie, to Pat albo ktoś, kto umie gotować, robi jedzenie dla nas wszystkich. Poza lodówką, nie używałam zbytnio kuchni. Jesteśmy tu dopiero kilka miesięcy.
– A czy używała pani kiedyś tego noża?
– Wydaje mi się, że nie… Co prawda czasem robiłam dla siebie jedzenie, ale zwykle był to ramen albo coś w tym rodzaju…
– Według mnie, to dość oczywiste, że nigdy nie używała tego czy jakiegokolwiek innego noża – powiedział Jonathan, nagle się uśmiechając po zrozumieniu, że Shinichi – czy też Kogoro – tworzył alibi go przyjaciółce.
– A jak niby ma pan zamiar to udowodnić? – zapytał sucho Hakuba.
Robert podniósł do góry dłoń przyjaciółki.
– Jej palce są całe i zdrowe – zaśmiał się. – Straszna z niej niezdara i gdyby wzięła nóż do ręki, to od razu odcięłaby sobie palec.
– Racja – Charles również się roześmiał. – Ile to już razy zleciałaś ze schodów?
– Kiedyś prawie wbiłaś sobie zszywkę w palec – dodał Patrick, przez co otrzymał lekki kopniak w nogę. – Ona nie mogłaby wziąć noża do ręki i nie zranić się przy tym.
– Dziękuję wam za wychwalanie mojej niezwykłej koordynacji ruchowej – powiedziała sarkastycznie Angela.
– To nie jest dowód – wtrącił Hakuba.
– Oficerze Takagi – odezwał się Shinichi. – Na nożu znajdowały się wszystkie dziesięć odcisków, prawda?
– Yyy… Tak – potwierdził policjant, a Sato klasnęła w ręce.
– Ach! – zawołała. – Wcześniej pytał mnie o to Conan!
– Poprosiłem go, by to zrobił. A ta dziesiątka odcisków to rozstrzygający dowód, że morderca tamtej nocy mścił się na dwóch osobach. Na panu George’u oraz na pani Angeli.
Eri nagle chwyciła za lewą dłoń Angeli.
– Nie używasz tej ręki – stwierdziła. – Gdy zadzwonił telefon, użyłaś prawej dłoni do odebrania go, choć trzymałaś w niej filiżankę, a lewą miałaś pustą.
– To właśnie mnie zadziwiło. A gdy Conan powiedział mi o artykule dotyczącym koloradzkiej milicji „Liberalnego Świata”, zrozumiałem wszystko. Jeden ze strażników został aresztowany za strzelanie do nieuzbrojonych i uciekających członków milicji. Jeden z nich próbował otworzyć drzwi i został postrzelony w rękę. Stracił dwa palce.
Naprawdę?! krzyknęła Bets, patrząc na dłoń Angeli. – Boże, wiedziałam, że byłaś w szpitalu, ale nie miałam pojęcia, że…
– Prosthetics – powiedział Robert. – Po waszemu to będą… Protezy?
– Zgadza się – odpowiedział Shinichi. – Współczesna medycyna zaszła już bardzo daleko i dzięki temu można stworzyć ruszające się protezy, choć nadal nie są jak prawdziwe palce. Jednak tym, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nosi pani protezy, było przezwisko, o którym usłyszałem od Conana.
 – Bob Dole – powiedział Alan.
Kto to jest? – zapytała sfrustrowana Madeline.
– Był a Republican candidate, który razem z Clinton startował w wyborach prezydenckich – wyjaśniła Angela. – Został zraniony w Nam, jak właściwie każdy Amerykanin. Choć nie stracił palców, jego dłoń wyglądała okropnie i nie mógł jej używać. – Gdy jej przyjaciele przetłumaczyli sobie w głowach jej słowa, powoli zaczęło świtać im w głowach. – Te palce są całkiem dobrze zrobione, jednak nie przyzwyczaiłam się jeszcze do ich używania. W dodatku nie czuję ich, więc cały czas zapominam, że je mam.
– Pan George był przyjacielem reportera, który napisał tamten artykuł – powiedział Shinichi. – I to właśnie od niego dowiedział się o rzeczach, których nie umieszczono w gazetach, między innymi o stracie palców przez jednego z członków. W artykule można było przeczytać tylko „nieuzasadniona przemoc”. To wystarczający dowód na to, że ktoś chciał wrobić panią Angelę.
– Mogę poprosić o dokładniejsze wyjaśnienie? – zapytał Hakuba, zdenerwowany, że ktoś obalił jego teorię.
– Dziesięć odcisków – odpowiedziała Sato. – Protezy mogą być najlepsze w świecie, ale wciąż będą tylko kawałkiem plastiku. Nie mogą zostawić odcisków. Ktoś więc musiał je podrobić, a by to zrobić, musiał zdobyć ich odbitkę zanim pani Angela je straciła. Ta zbrodnia była planowana od kilku lat.
– To możliwe, ale nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę to, co według mnie jest motywem – powiedział Shinichi. – Pani Angelo, mieszkała pani i pracowała w Kolorado przez półtora roku. Jest pani obywatelką Ameryki?
– Tak, pochodzę z Kolorado – potwierdziła. – A ponieważ jestem obywatelką tego kraju, mają w bazie danych moje odciski palców. Pod Obamą rząd amerykański zaczął bardziej przestrzegać praw cywilnych, ale nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś sprzedał dane za odpowiednio wysoką cenę.
– Tak najprawdopodobniej się stało. A motywem zrzucenia winy na panią jest fakt, że „Liberalny Świat” uderzył w brojlernię. W następstwie tego wszystkie McDonaldy zostały zamknięte. Niektóre tymczasowo, niektóre na zawsze. Sądzę, że w wyniku tego morderczyni straciła pracę, co skutkowało nie tylko utratą dochodów, ale też zniszczyło jej plan sprzeniewierzania pieniędzy, dzięki któremu zdobywała miliony.
– Chwila – powiedział Harry. – Chyba nie ma pan na myśli… Tylko jedna osoba z nas była menadżerem w McDonaldzie…
Wszyscy odwrócili się w stronę mordercy,
– Pani Margaret – powiedział Shinichi. – To była pani!
What?!
Angela krzyknęła i zakryła usta dłońmi. Robert, Alan i Harry chwycili Rose, by przytrzymać ją w miejscu. Dziewczyna wyrywała się i wykrzykiwała długą listę słówek angielskich, których nie potrafił zrozumieć nawet Shinichi, choć łatwo było domyślić się ich znaczenia. Podobnie było z Bets, którą przytrzymywali Shaun, Jonathan oraz Charles. Madeline rozpłakała się i chwyciła się za głowę. Hannah w geście pocieszenia położyła ręce na jej ramionach. Tom mruczał coś niezrozumiale. Patrick zrobił się cały czerwony na twarzy i zaczął krzyczeć na Heather, a Kirsteen zacisnęła pięści i obnażyła zęby – wyraźnie było widać, że powstrzymuje się od skocznia na nią. Do Sama powoli zaczęło docierać to, że Margaret jest mordercą. Takagi szybko zaczął zbierać dowody, by nic im się nie stało, a Sato stanęła pomiędzy morderczynią a przyjaciółmi, przygotowując się na odparcie ataku. Margaret zaczęła się cofać, mówiąc coś o kłamstwach i oszczerstwach, prosząc o adwokata. Eri stanęła w drzwiach, zagradzając jej drogę ucieczki.
– Proszę zostać na miejscu – powiedziała.
– Cóż, to ciekawe. – Hakuba się zadumał. Ran spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Więc ma pan motyw. A dowód? Patrząc na jej reakcję, nie da pan rady nic udowodnić bez solidnego dowodu.
– Pozwól więc, że najpierw wyjaśnię jak doszło do zabójstwa – odpowiedział Shinichi. – Pan George szantażował panią Margaret informacjami o malwersacji. Zgodziła się z nim spotkać godzinę po powrocie, kiedy wszyscy będą spać. Zanim jednak do niego poszła, przywiązała nóż – który wcześniej ukradła i na którym umieściła odciski palców – do długiej liny. Następnie przywiązała drugi koniec liny do tego fotela i spuściła broń nad okno pana George’a. Potem poszła na spotkanie. Ofiara włączyła laptopa i otworzyła dokument o malwersacji. Jednak w tym samym czasie pani Margaret otworzyła okno, odwiązała nóż i podcięła gardło pana George’a. Ten nie zauważył wcześniej noża, ponieważ było już ciemno, choć wątpię, by w ogóle spojrzał na okno, idąc do biurka. Następnie pani Margaret chwyciła luźno zwisający sznur i przywiązała go do krzesła stojącego obok okna. Jadnak pan George jeszcze wtedy żył. Wiedział, że malwersantka usunie cały dokument, więc skopiował go. Laptop był podłączony do kontaktu, więc nie wyłączyłby się i nawet po kilku dniach ktoś mógłby odzyskać informacje za pomocą klawiszy Ctrl oraz V. Jednak pani Margaret obawiała się, że pan George mógł komuś wysłać e-maila – nie mógł krzyczeć z powodu otwartego gardła, a ona nie była pewna, co zrobił, ponieważ jak Conan mi przekazał, na laptopie miał otwarte wiele dokumentów.  Prawdopodobnie zmarł zaraz po skopiowaniu dokumentu, lecz ona, przestraszona, zadała mu kolejne ciosy i prawie pozbawiła go głowy. Usunęła dokument dotyczący malwersacji i bojąc się, że ktoś może nagle iść korytarzem, użyła liny, by wrócić do swojego pokoju. Następnie odwiązała koniec przywiązany do swojego fotelu, po czym wyrzuciła linę na zewnątrz, przez co zaczęła wisieć nad pokojem pani Angeli. Gdyby ktoś wtedy wszedł do pokoju i zobaczył ruszający się sznur przed oknem, stwierdziłby, że pani Angela dopiero co zeszła z pokoju pana George’a. Następnie pani Margaret pozbyła się zakrwawionych ubrań i rękawiczek, wyrzucając je do śmieci. O siódmej rano, cztery godziny przed odkryciem ciała, zostały wywiezione wraz z pozostałymi śmieciami.
– Dobra teoria, panie Mouri – stwierdził Hakuba. – Wyjaśnia nawet odcisk buta z parapetu. Ale bez solidnego dowodu nie możemy nikogo oskarżyć. Przyznaję jednak, że całkowicie omyliłem się co do pani Angeli, która jest całkowicie czysta, za co bardzo przepraszam.
Młody detektyw skłonił się, a Angela przytrzymująca Rose odpowiedziała w szoku po angielsku:
– S… All right.
– Mam dowód – powiedział Shinichi. Schował muszkę i wybiegł zza krzesła.
– To to, wujku?! – krzyknął dziecięcym głosikiem. – Ta brązowa nitka? Ale czy to nie jest czerwony fotel?
Hakuba założył rękawiczki, podchodząc do fotelu i ostrożnie podniósł włókno. Znajdowało się na zagłówku, zaczepione o rozerwany szew. Naciągnął je i przyjrzał mu się.
– Oficerze – powiedział. – Czy możemy porównać to włókno z liną?
– Oszczędźcie sobie kłopotu – mruknęła Margaret, szlochając. – Jestem aresztowana, no nie? Ale ten sukinsyn dostał to, na co sobie zasłużył…
– Więc przyznajesz się. – Głos Hakuby wyrażał lekkie rozczarowanie.
– Malwersacja? Maggie, co ty zrobiłaś? – szepnęła Madeline. – Przecież nie potrzebowałaś żadnych pieniędzy! Gdybyś tylko tego nie zrobiła, George by…
– A właśnie, że potrzebowałam! – wrzasnęła Margaret. – Inaczej oni przestaliby mnie lubić…
Oni? Jacy oni? – warknęła Rose. – Znowu spotykałaś się z tą suką Jordan i jej znajomymi? Boże, jak może ci na nich zależeć?!
– To moi przyjaciele! Zawsze byli dla mnie mili. Więc ja też taka byłam. A wtedy on zaczął chcieć więcej pieniędzy, a ona… Spojrzała na Angelę. – Zabrała mi pacę! Chcieli mnie zostawić…
– Tym bydlakom zależało tylko na twoich pieniądzach! – wrzasnął Alan. – Cholera, to my byliśmy dla ciebie mili! To my byliśmy twoimi przyjaciółmi! Nich cię szlag weźmie! Zawsze taka byłaś!
– Znowu myślisz, że wszyscy cię obmawialiśmy? – warknęła Bets. – Tak, w duszy wszyscy cię nienawidziliśmy. To właśnie dlatego byliśmy dla ciebie tacy mili. Pieprz się. Angie nie chciała, byś straciła pracę, tak samo jak te suki nie chciały się z tobą przyjaźnić. Dorośnij wreszcie i dowiedz się, co oznacza prawdziwa przyjaźń.
– Nie powinniście być na mnie źli! – krzyknęła Margaret. – To nie była moja wina! Znowu robicie ze mnie tą złą!
Shinichi ponownie stanął za krzesłem, wyciągnął muszkę i powiedział chłodno:
Sama zrobiłaś się tą złą, gdy postanowiłaś zniszczyć życie dwójce swoich przyjaciół, siostrzyczko.
Wszyscy patrzyli się na niego przez chwilę. Następnie Sato skinęła w stronę Takagiego.
– Skuj ją – powiedziała.
Takagi zrobił to, po czym wyprowadził Margaret z pokoju, po angielsku wyjaśniając jej prawa. Margaret rzuciła ostatnie, błagalne spojrzenie w stronę przyjaciół, ale ci, którzy nie płakali, tylko spojrzeli na nią bez słowa lub odwrócili wzrok. Rose i Bets pokazały obraźliwe gesty. Madeline odwróciła się do niej plecami.
– Hmm? – mruknął Kogoro, ziewając. – Co się stało?
Szkoci spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
__________________________________________________
Autorka przyznała, że na początku nie cierpiała Hakuby. Wiecie, miłośniczka Kaitou Kida.
W sumie to skończyła nam się pierwsza sprawa, a ja właśnie sobie pomyślałam, że zdarzyło się coś niezwykłego. Bo wiecie, zwykle to Conan gdzieś idzie... No i buch, morderstwo. Aż sobie przypomniałam zabawną teorię, że jego antenka na głowie wyczuwa morderców, ha ha!
 Co właściwie myślicie o tej sprawie? Ja aż sobie przypomniałam moje wrażenia, gdy po raz pierwszy czytałam ten fanfic. Ach, smutna sprawa.